niedziela, 25 grudnia 2016

Rozdział 11

Spodziewaliście się Voldzia? No to... Muszę was zasmucić, bo w tym rozdziale go nie będzie :P
Rozdział 11. - Oda, opera i aria Blaisa. Gościnnie leginsy w glonojady.
   Blaise Zabini wpadł jak burza do Pokoju Życzeń i zatrzymał się w pół kroku.
   - Czemu tu jest tak niebiesko?! Nie masz za knut gustu, fretko! - wrzasnął do Vincenta Crabbe'a, który aktualnie czytał przestarzały numer tygodnika Czarownica.
   - Niebieski jest teraz trendy.
   - Trendy ty sobie w tyłek wsadź! Ja przed imprezą nie będę spać, tylko poprawiać twoje błędy! Drodzy panowie, proszę tędy!
   Ostatnie zdanie skierował do Teodora Notta i Gregory'ego Goyla, taszczących skrzynie pełne alkoholu. Postawili je na podłodze i usiedli koło Crabbe'a.
   - Co mu się stało? - spytał Teodor.
   - Potter dał mu kosza - wyjaśnił Vincent i że znudzeniem przewrócił stronę czasopisma.
   - A rybcie też mu dał? - zapytał z nadzieją Goyle. Ślizgoni zignorowali jego pytanie.
   - Jak to dał kosza?
   - Normalnie, nie przyszedł na spotkanie. Założę się, że tej nocy Diabeł będzie śpiewał serenady pod wieżą Gryffindoru.
   - A co to? Nowy gatunek syrenek? - zdziwił się Gregory.
   - Oby tylko serenady... Byleby to nie była cała opera! - powiedział Teodor. Blaise nie potrafił ani śpiewać, ani przestać myśleć o Potterze.
   - Jak myślisz, czy naszemu Złotemu Chłopczykowi pasowałyby te leginsy? - Vincent postukał wypielęgnowanym paznokciem w zdjęcie niebieskich leginsów w kwiatki.
   - On już chyba takie ma - stwierdził Teodor. Chciał oszczędzić Gryfonowi katuszy z Vincentem, który w kwestii ubrań był jak baba - bez umiaru.
   - Ma leginsy w glonojady? Jaki rozmiar? - spytał Gregory z nadzieją. Dorwie się do tych gatek, jeszcze w tym tygodniu! Musi je mieć w swojej kolekcji.
   - Nie, to chyba ruda Weasley je ma.
   - Wszystko na jej zgrabnej pupci dobrze wygląda - stwierdził Teodor.
   Vincent spojrzał na niego oczami okrągłymi że zdziwienia.
   - Już ci minęła ochota na pana Snape'a?
   - To nie był ON, to była ONA! - wrzasnął Teodor niespodziewanie wysoko. - Nie znacie się i tyle!
   Wstał, tupnął nogą i wyszedł z nosem wycelowanym w sufit.
   - To jak z tymi leginsami w glonojady?
                      ~*~
   - Gdzie jest Potter?
   Mokra Hermiona Snape wpadła jak burza do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Widać było wszystko pod białą bluzką i jasnymi spodniami. Od legendarnego różowego stanika po koronkowe figi do kompletu.
   Ronald Weasley patrzył lubieżnie na jej ciało, podobnie jak męską połowa Gryffindoru i Akkarin, który pojawił się tam nie wiadomo kiedy.
   - Stop, stop, stop! - wrzeszczy Zuzia przez megafon, wpadając na plan w pirackiej przepasce na oku.
   - Ty miałeś być przy Severusku, nie pamiętasz? - wtóruje jej Emila. Tyle że ta zamiast przepaski ma kokardkę pożyczoną od Umbridge.
   - Coo? Jaa? - pyta sennie Akkarin.
   - Tak, ty, ośle! Patatajaj do niego, ogrze z wielkim nosem! - znów krzyczy Zuzia i wkłada do buzi kolejną łyżkę kisielu.
   - Ty bahanko przebrzydła! Gnomie okropny! Ty przerażająco przystojny wielbicielu kurzych jaj! Wynocha! - krzyczy Emilia i ciska w niego śmierdzącym butem Dumbledore'a. Niestety trafia... I Akkarin pada na ziemię, otruty smrodem długo nie golonych nóg dyrektora.
   - Zaraz, zaraz...
   - To Dumbledore! - krzyczy Emila i zaczyna panikować, podobnie jak Zuzia.
   - Spokojnie, dziewczynki - mówi Diane. - Scathach sobie z nim poradzi.
   - Dziękujemy, Diane - mówią obie Ałtoreczki i wracają na swoje miejsca.
   - Salazar! Sebastian! Odholować Akkarina! Stalin, do kamery! Trzy, dwa, iii... AKCJA!
   Może jeszcze uda mi się położyć na niej moje łasicowate łapeczki, pomyślał Ron i zatarł ręce, oczywiście w duchu.
   - Harry jest na błoniach, bo co? - powiedziała Ginny i zerknęła na Hermionę. Miała jej czego pozazdrościć. Ten różowy stanik... Jej matka ograniczała ją do zielonych, które niby podkreślały jej oczy.
   - Muszę z nim pogadać.
   - Może lepiej się wysusz - zaproponowała. Ron pokręcił głową tak gwałtownie, że zadźwięczało mu w uszach. Jednak jego siostrzyczka nie zauważyła tego ruchu.
   Hermiona jednym machnięciem różdżki sprawiła, że znów była sucha.
   - Hermiono? Byłaś na błoniach? - spytała Ruda. Hermiona potaknęła. - Dlaczego się tak darłaś? Słyszeliśmy z Ronem coś w stylu ,,nie gwałć mnie, debilu" i ,,zostaw mnie, idioto". Możesz nam to wyjaśnić?
   - Ja... Eee... Muszę jeszcze dokończyć esej z numerologii, zobaczymy się później - wybrnęła mistrzowsko Gryfonka i zabarykadowała się w swoim dormitorium.
   A może to Harry ją gwałcił? Muszę się tego dowiedzieć, pomyślała Ginny i wróciła do lektury.
                ~*~
   Draco Malfoy podszedł do tego przedmiotu i to coś okazało się zwykłym ślimakiem. Ale czy na pewno zwykłym? Przecież normalne ślimaki nie podskakują, prawda? A może to nowa odmiana narglus malfoyowatus?
   Wzruszył ramionami. Takie rozmyślania to sobie może snuć Luna Lovegood, nie wielki, boski, męski i wredny Draco Malfoy. Ruszył dalej, potykając się o większe kępy trawy.
   Wszedł do zamku. Wędrował korytarzami bez celu, dopóki nie wpadł na kogoś, na kogo nie spodziewał się wpaść.
   Tym kimś była Luna Lovegood. Miała na nosie swoje absurdalne okulary z Żonglera, rzodkiewki w uszach i... Była całkiem naga.
   Draco już miał się odwrócić i uciec, ale wtedy odezwała się Luna.
   - Cześć, Draco. Pamiętasz mnie?
   - Yhm... Jesteś Luna Loveblood? - spytał niepewnie. Taki stan mógł oznaczać tylko jedno. Luna była w amoku.
   - Tak - uśmiechnęła się szeroko.
   Podeszła do Malfoya i pocałowała go w policzek. Mało brakowało, a blondyn dostałby zawału. Co ta wariatka sobie myśli?!
   - Nasza ostatnia randka... Pamiętasz? Muszę ci wyznać, że jestem w...
   - Co ty robisz, Lovegood?! - wrzasnęła Pansy Parkinson, pojawiając się znikąd.
   - Jestem jego dziewczyną! - oświadczyła Luna
   - Jesteś jego dziewczyną?! - zdziwiła się Parkinson.
   - Jesteś moją dziewczyną?! - zdziwił się Malfoy.
   - Ktoś chce kurczaczki?! - spytał profesor Argus KurczakFrytkiCola (w skrócie KFC), zajadając się hamburgerem niebotycznych rozmiarów.
   - Idź stąd. Psujesz nastrój - szepnął konspiracyjnie Draco.
   - Ahaaa! - zamilkł na chwilę. - To jak z tymi kurczaczkami?
   Malfoy zgromił go spojrzeniem.
   - Okej, okej - powiedział. Mlaszcząc głośno odjechał swoim starym wózkiem, w którym zawsze wiózł kurczaki i burgery.
   Luna odsunęła się od Ślizgona.
   - Jestem z tobą w ciąży - stwierdziła zupełnie poważnie.
   - Kłamiesz - powiedział spanikowany blondas. Niespodziewanie zgrabny nos dziewczyny spuchł i urósł, podobnie stało się z resztą twarzy krukonki oraz całym jej ciałem.
   - No brawo, Szerloku - powiedziała Luna. - Jestem w ciąży z Flitwickiem. - Zaśmiała się szatańsko, jednocześnie kurcząc o jakąś stopę a chwilę później lewitował przed nimi Irytek.
- Upsik. Nie wypaliło - stwierdził tylko poltergeist i odleciał chichocząc.
   - Nie wiem jak ty, ale ją stąd spadam - szepnęła Pansy.
   - Ja też - mruknęła Fretka. Natychmiast zerwali się do biegu i pędzili, aż się za nimi kurzyło. W pewnym momencie Draco uderzył w coś. A raczej kogoś.
   Wiedźmin stał sobie spokojnie, aż tu nagle jakiś wyrostek uderzył w niego.
   - Ej! Uważaj sobie, obiboku! - wydarł się Geralt. Już sięgał po miecze, żeby wykastrować napastnika, ale ,,obibok" był szybszy. Pozbierał się, zanim Ger wyciągnął ostrza, po czym pognał dalej. - A przepraszam to gdzie?! Dzieci w Wyzimie są bardziej uprzejme! - ryknął za nim wiedźmin.
   Malfoy pobił hogwarcki rekord. W mniej niż minutę z parteru przebył drogę do dziewiątego piętra, gdzie mieścił się Pokój Życzeń. Wpadł zdyszany do środka, a za nim Pansy. Jednak i stąd mieli ochotę uciec, ponieważ wnętrze wyglądało strasznie.
   Sufit, ściany, podłoga - wszystko było różowe. Wszędzie, gdzie było to możliwe, Diabeł powiesił wstążki, kokardki, serduszka i kwiatki, oczywiście różowe.
   Sam Blaise mocował się z brokatową girlandą, którą zamierzał powiesić pod kulą dyskotekową. Natomiast Gregory Goyle bawił się gumowymi rybkami. Crabbe malował paznokcie na neonowy żółty.
   - Dalej, Szczękozjadzie, przywitaj się z panną Gunillą. Oj, jesteś nieuprzejmy. Płyń do kąta! - krzyknął Goyle i rzucił rekina w kąt. Pocałował pannę Gunillę, swoją ulubioną rybeńkę. Była koloru pomarańczowego z zielonymi pasami i rogami. Gregory zajmował się nie tylko kolekcjonowaniem wszystkiego z rybami, ale także operacjami plastycznymi na tychże zwierzętach. Dzięki Merlinowi, jego matka nie zgodziła się na hodowlę szczupaków w basenie. Biedne ryby cierpiałyby niemiłosiernie podczas zabiegu wydłużania ogona czy czyszczenia skrzeli.
   - O maj gat! Co to, kurde, jest?! - wrzasnął Smok.
   - Witajcie, mili przyjaciele, zmieniło się tu wiele, gdzieś ty był, Draco, mój aniele? Poza Majgata w to nie mieszaj! Biedak trafił ostatnio do szpitala po wyjątkowo niefortunnym wypadku na rolkach.
   - Zero normalności w tym zamku, zero!
   - Co się stało, Smoczusiu, czekoladowy mój pączusiu? - zapiał Blaise, aż jego towarzyszom bębenki w uszach pękły.
   - Irytek... on...
   - Co?
   - Zmienia się w dziewczyny i lata goły... Po całym zamku.
   - A czy jak pszczółka bzyka? Bo jeśli tak, to czeka na nią Afryka! - powiedział Vincent Crabbe i pognał do wyjścia, mając paznokcie na wpół pomalowane.
   - Wróć na imprezę, to ci damy prezent! - krzyknęła za nim Pansy.
   - O Jeżu, wy też? - jęknął Malfoy i zemdlał.
   Pansy przyjrzała się krytycznie ścianom.
   - Blaise, ta kokarda jest w innym odcieniu niż tamta osiemset czterdziesta trzecia od lewej - stwierdziła.
   - To nieważne jest, bratowo, ważne by było różowo! - zaśpiewał znów Zabini.
   - Merlinie, już współczuję Potterowi... Nie dość, że głupi, to jeszcze marny poeta - westchnęła Pansy i odciągnęła Malfoya pod obklejoną serduszkami ścianę.
_______________________________________
Cześć i czołem, witamy w Społem!
Nie, sorry, to nie będzie rymowane. Tak to nie wyjdzie. Mniejsza z tym.
No. To witajcie, pasiaste żyrafki, misie pysie, fani z gorfami... Mam nadzieję, że się podobało, a ja teraz idę pić kakao.
Drav&Zuzu Company, sp. b.j.o.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Rozdział 9

Rozdział Dziewiąty, czyli uważaj na Malfoya, bo oberwiesz od Blaisa
W końcu zadzwonił tak upragniony przez uczniów ostatni dzwonek.
Hermiona Snape ostrożnie otworzyła drzwi łazienki Jęczącej Marty. Duch siedział na jednym z kibli, zawodząc smętnie melodię Magic Suite By Dumbledoor. Hermiona wyślizgnęła się na korytarz i odetchnęła głęboko. Tata nie będzie zadowolony z faktu, że dziewczyna uciekła z jego lekcji. No cóż, najwyżej zarobię szlaban, pomyślała.
Teraz jednak martwiła się czymś zupełne innym — a mianowicie spotkaniem z jednym superprzystojnym Ślizgonem, Draco Malfoyem. Mieli się spotkać nad jeziorem za mniej niż godzinę. Musiała wymyślić, co ma mu powiedzieć.
Tymczasem Harry Potter, nadal wstrząśnięty po nieprzyjemnym incydencie z Weasleyem, szedł do Wielkiej Sali. Był już tuż-tuż przy drzwiach, kiedy drogę zagrodził mu pewien ciemnoskóry Ślizgon.
– Cześć, Harruś. Co tam? – zagadnął, uśmiechając się zalotnie.
– Eee... – odparł inteligentnie Harry, poszukując wzrokiem jakiegoś ratunku. Niestety nikt nie zwracał uwagi na biednego Gryfona.
– Wiem, że na mnie lecisz, Pottuś, ale postaraj się odpowiadać bardziej elokwentnie – powiedział, przyglądając się swoim idealnie wypielęgnowanym paznokciom.
Harry zaczął się powoli wycofywać z powrotem, jednak Blaise zbliżał się do niego z niebezpiecznym uśmiechem.
– Potter, nie zgrywaj się. Wiem, że tego chcesz... Przyjdź za godzinę nad jezioro, albo inaczej porozmawiamy – szepnął, po czym wszedł do Wielkiej Sali jak gdyby nigdy nic. Harry zrezygnował z obiadu i wrócił do wieży Gryffindoru, aby spokojnie pomyśleć z dala od ślizgońskich osobistości.
Severus Snape już od dwudziestu minut przechadzał się nerwowo po swoim gabinecie, przeklinając w myślach Weasleya. Profesor nie sądził, że jego córka może zakochać się w kimś TAKIM. Przecież ten rudy wieprz był obrzydliwy! Podczas każdego posiłku uważnie obserwował Pottera, a co za tym idzie, musiał patrzeć również na Rona. Jego tłuste łapy były ciągle wypełnione jedzeniem. Snape mógłby się założyć, że jego matka ma z nim po prostu przesrane.
Po kilku minutach rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi. Mistrz Eliksirów pospiesznie zasiadł za biurkiem, prosząc do środka niespodziewanego gościa.
Do gabinetu wpakował się Teodor Nott. Zerknął na profesora i zaczerwienił się lekko.
– Pa... Pani profesor Sprout prosi o eliksir na szybszy wzrost roślin – wyjąkał, gapiąc się w podłogę. Snape wwiercał się w niego spojrzeniem, aż w końcu się odezwał.
– O ile wiem profesor Sprout leży w szpitalu, bo pogryzł ją pies Hagrida, więc mi tu nie ściemniaj, Nott – powiedział zimno.
Ślizgon spojrzał na niego z zaskoczeniem.
– Profesor Snape?
– Nie, kuźwa, Helga Haflepaf – warknął czarnowłosy.
– Witaj, pani Helgo – przywitał się grzecznie chłopak, kłaniając się.
– Nott! Nie jestem żadną Helgą! Jestem Snape! Severus Snape, twój ulubiony nauczyciel! Przestań się wygłupiać, bo to nie jest śmieszne! – Severus aż tupnął nogą ze złości jak małe dziecko.
Chłopak zrobił wielkie oczy, które przetarł ze zdziwienia.
– Snape?! Pan jest transwestytystą?! – wykrzyknął na cały zamek.
– Nie, debilu! Po prostu ta mała żmija zrobiła mi numer i umyła mi włosy! A ja zbierałem łój przez czternaście lat! – wrzasnął Snape jeszcze głośniej niż Teodor. – A teraz odjedź!
– Kto pani... Panu wyciął numer? – zainteresował się uczeń.
– WYNOCHA!
Teodor potulnie wyszedł z gabinetu, cichutko zamykając drzwi. Severus opadł na fotel, a nietoperz usiadł mu na ramieniu.
– Spadaj, Edek. Trzeba było mnie uprzedzić o jego wizycie – mruknął i pogrążył się w myślach.
Godzinę po zakończeniu lekcji Hermiona spędziła w wieży Gryffindoru, odrabiając lekcje. Kiedy postawiła kropkę po ostatnim zdaniu w eseju na transmutację, zdała sobie sprawę, że już powinna biec nad jezioro. Porzuciła pióro i pergamin i pobiegła po sweter. Wciągnęła go przez głowę i wystartowała jak torpeda na błonia.
Malfoy już tam czekał.
– Już myślałem, że nie przyjdziesz – powiedział na powitanie.
– No to źle myślałeś – odrzekła Hermiona i ruszyła na spacer brzegiem jeziora. Malfoyowi nie pozostało nic innego, jak iść za nią.
Cisza się przedłużała. W końcu przerwał ją Draco.
– Wolałabyś się utopić sama czy ma ci pomóc?
Hermiona zatrzymała się i spojrzała na niego spode łba.
– Wolałabym, żebyś to TY się utopił – odwarknęła. – Jeśli coś knujesz, to wiedz, że nie ujdzie ci to na sucho.
Ku jej zdumieniu blondyn uśmiechnął się figarnie.
– Myślisz, Granger, że się ciebie boję? Jeśli tak, to się mylisz. A poza tym nie mam zamiaru cię topić.
– Naprawdę?
– Oczywiście. Wolałbym cię otruć.
– A ja ciebie strzelić Avadą.
– Granger, Avada wyszła już z mody jakiś tydzień temu. Obserwuj trendy, złotko – powiedział, uśmiechając się słodko.
– Po co ja tu w ogóle przyszłam? – spytała sama siebie.
– Żeby mi się oświadczyć.
– No tak, rac... Co?! Malfoy, kpisz czy o drogę pytasz?! – zdenerwowała się Gryfonka. Jej policzki stały się czerwone ze złości i zacisnęła dłonie w pięści.
– Raczej to pierwsze, Granger. Gdybym pytał o drogę to spytałbym raczej...
– Zamknij się! – wrzasnęła i odwróciła się tyłem do niego.
Draco uśmiechnął się w duchu. Fazę pierwszą ma już za sobą. Cichutko, na paluszkach podkradł się do Gryfonki i pchnął ją w stronę wody, jednak Hermiona stała ciągle w miejscu.
– Mówiłeś, że nie masz zamiaru mnie utopić.
– Bo wtedy nie miałem – powiedział zadowolony z siebie blondyn i spróbował jeszcze raz.
– Mogę przynajmniej wiedzieć, dlaczego chcesz mnie zabić?
– Możesz.
– Więc dlaczego?
– Bo jeszcze nic mi nie wyjaśniłaś.
– I wyjaśniać nie zamierzam, fretko.
Draconowe oczy zmniejszyły się do szparek.
– Powtórz to, Granger.
– Fretka – powtórzyła i wywaliła jęzor na całą długość.
Draco nie zamierzał się z nią cackać. Wziął zaskoczoną dziewczynę na ręce i wszedł do wody aż po pas.
– Malfoy, ja się nie boję wody – uśmiechnęła się słodko. Jednak w środku bała się bardzo, ale jej gryfońska duma nie pozwoliła jej tego okazać.
– Widzę, jak się trzęsiesz.
– To z zimna – skłamała dziewczyna.
– Akurat – mruknął Draco, ale wyszedł z wody. – Jescze się z tobą policzę, Granger.
Postawił ją na ziemi i wysuszył ubranie, zanim Hermiona zdążyła na niego spojrzeć.
– Hermiona!
Dziewczyna odwróciła się w stronę głosu. To Harry stał na błoniach i cicho ją zawołał. Zerknęła na Draco. Przyglądał jej się z zainteresowaniem. Odwróciła się do Pottera, który machał do niej. Podeszła do niego.
– Harry, co się stało? – spytała.
– Co to miało znaczyć? – spytał cichutko Potter, zerkając znacząco na Dracona.
– Co konkretnie masz na myśli? – Hermiona próbowała grać na zwłokę.
– To, że przytulałaś się z Malfoyem.
– Nie przytulałam się! – zaprotestowała głośno. O wiele za głośno.
– Przytulała się? Z kim? – spytał Draco, który właśnie do nich podszedł.
– Z tobą! Przed chwilą! – poinformował go zielonooki.
– Co? Nie przytulaliśmy się! – zaprotestował Draco.
– Moje piękne oczy widziały co innego – szatyn bronił swojego zdania.
– Potter, nie chcę cię martwić, ale idzie tu pewien ciemnoskóry Ślizgon – powiedział Draco takim tonem, jakby mówił o pogodzie.
– Nara! – Harry, nie rozglądając się, pożegnał się i zwiał, gdzie pieprz rośnie.
Draco zaśmiał się cicho.
– Biedny Harry... Nie żebym mu współczuł, ale napalony Blaise może być agresywny. Chodź – powiedział i pociągnął Hermionę w stronę wody.
– Malfoy? – spytała, gdy szli już dookoła jeziora.
– Ja mam imię, Granger. Mów.
– Dobrze, freteczko. Wolałbyś być osłem czy krową?
– Dlaczego pytasz? – spytał podejrzliwie blondyn.
– Muszę poćwiczyć zaklęcia z transmutacji. Pomyślałam, że ty byłbyś idealnym szczurem... Przepraszam, idealną fretką laboratoryjną – powiedziała niewinnie Gryfonka.
– Grabisz sobie, Granger. Przy najbliższej okazji napuszczę na ciebie Milicentę, Pansy i Astorię razem wzięte.
– To twoje psy podwórkowe? – zakpiła.
– Grabisz sobie.
– To zaszczyt dla mnie.
– Jeszcze zobaczymy, czy wieczorem też będziesz taka cwana. Dzisiaj jest impreza w Pokoju Życzeń dla elity Hogwartu.
– Macie chociaż pozwolenie od Dumbledore'a?
– Za radioaktodropsy wszystko kupisz – Malfoy wygłosił swoją mądrość życiową. Na to Hermiona tylko przewróciła oczami. – Oczywiście ty przychodzisz na tą imprezę. Zobaczymy, czy wytrzymasz do rana.
– A kto powiedział, że przyjdę?
– Chyba nie tchórzysz, co, Granger? – Ślizgon uśmiechnął się szyderczo.
– Nie, Malfoy.
Nastała chwila ciszy.
– Skoro dla elity Hogwartu to rozumiem, że Golden Trio też tam ma być?
– Naturalnie. W końcu to niziny wyżyn.
Hermiona uśmiechnęła się do siebie. Przynajmniej będzie miała z kim potańczyć. Jednak nie wiedziała, czy ma się obrazić za te niziny wyżyn, czy jednak nie.
– Hermiono, mam propozycję.
Zerknęła na niego podejrzliwie.
– Rozwiń temat.
– Pogramy w Dowolne trzy pytania. Zasad chyba nie muszę tłumaczyć?
Hermiona wahała się przez chwilę, po czym skinęła głową. Draco uśmiechnął się szatańsko.
– Ja zacznę. – Dziewczyna w napięciu czekała na pierwsze pytanie. – Co cię łączy ze Snape'm?
Hermiona aż się zapowietrzyła. No tak, Malfoy nie przepuści żadnej okazji, żeby dopiąć swego. Wzięła głęboki oddech, prosząc o wybawienie.
– No więc... Jak by to zacząć... On... Snape i ja... Severus Snape to mój ojciec – wydusiła w końcu z siebie.
– To Snape ma córkę? Jesteś Hermioną Snape? Nie rozumiem – oświadczył.
– Oczywiście, że nie rozumiesz. Żyjesz w świecie, którego nie rozumiesz – odparła filozoficznie Gryfonka. – I wykorzystałeś swoje trzy pytania – dodała. – Teraz ja. Czy kiedykolwiek żywiłeś do Gryfonów jakiekolwiek inne uczucie niż nienawiść?
– Twoje pytanie jest zbyt złożone. Powtórz to – poprosił blondyn.
– Stanowczo odmawiam rozmawiania z osobami, których iloraz inteligencji jest mniejszy niż 90 – oświadczyła.
– A Wieprzlej?
– Ron to co innego. On ma niedowład mózgu, jest usprawiedliwiony.
Draco już miał odpowiedzieć, kiedy nagle przystanął w pół kroku.
E: Ja jestem z tego bardzo zadowolona. A ty, Zuzia?
Z: Tak, Em. Dobrze to napisałyście.
Se: *zdawkowo* Wy wiecie, że Bezgłowe Ciało Akkarina kradnie wam kisiel z herbatki?
Z, E, D: *strach* *spoglądają po sobie* *ulga*
E: Ach, to ten nieudany prototyp... Niech go sobie zje.
Z: Zresztą i tak nie ma go jak wsadzić do buzi. Bo jej nie ma.
E: Zawsze może go sobie wsadzić z drugiej strony.
Z: Z drugiej strony to masz na myśli...
Se: Dziewczynki, to chyba nie najlepsza pora na takie rozmowy. Emi, patrz w kamerę, a nie w tyłek Salazara.
E: Ale on ma taką seksi dupcię...
Sa: Schlebiasz mi, złotko, ale zostaw mnie w spokoju, moja kochana pseudofanko! *zakrywa się rękami jak świętej pamięci Pierwsza Ewa liśćmi*
E: No dobra, dobra... *odwraca się do kamery* Witamy w Hogwarcie, Szkole Magii i Czarodziejstwa...
D: *szept* miałaś mówić o ogłoszeniach...
E: ...a temperatury w zimie nie spadną poniżej cztedziestu stopni Celsjusza. Na Kubie odkryto nowy gatunek Kuby z Jamajki. Coś mówiłaś, Drav? *chwila ciszy* Aaa, o to ci chodziło! A więc razem z Zuzką, jako prese... Prezesowie... Prezeski... Prezeskowie... A wuj wie, jak to się nazywa, do Diabła z tym! Drav&Zuzu Company, spółka bez jakiejkolwiek odpowiedzialności ma zaszczyt... Chce ogłosić, że od tej pory — czyli od teraz, ale że teraz teraz, a nie teraz za chwilę — rozdziały będą się pojawiać w miarę regularnie co tydzień w czwartek. O wszelkich zmianach w harmonogramie Was poinformujemy. Nie wiem, czy wiecie, że Drav założyła sobie fanpage na Fejsbuku.
D: Tak, wiem, fejm ze mnie ;)
E: Nie wtrącaj się, Drav. Tak więc miło by nam było, gdybyście zechcieli go zlajkować, polubić, dać like i udostępnić. Oczywiście zaszła jeszcze jedna droba zmiana – Drav połączyła konto Googe z bloggerem i od tej pory możecie kliknąć tu obok, w prawej kolumnie → jest gadżet ,,Autorzy" czy jak to się nazywa. Można kliknąć Dravelia DSE i wyświetli się Wam mój profil na Googlach. Oczywiście możecie pisać, komentować, prosić, błagać i dawać takie śmieszne znaczki +1. Do Zuzki też możecie pisać (;)). A co się jeszcze tyczy Fejsbuka – zastanawiałam się, czy nie zrobić stronki o tym tym blogu. Tak, tym. W komentarzach piszcie, co o tym sądzicie :) Przez Gmaila lub GaduGadu, Snapchat i Skype można pytać  także o mój prywatny profil na Fejsbuku (chodzi tu o Drav). To by było na tyle ogłoszeń parafii hogwarckiej.
Z, E: Pozdrawiamy, Em&Zuzu Company, sp. b.j.o.